choć jak wiecie ta data nic nie znaczy, tylko tyle, że straciłam cierpliwość
Pora sobie powiedzieć, że nie ma na co czekać. I ze smutkiem przełknąć fakt, iż znowu się potwierdziło, że jak sama sobie czegoś nie załatwię, to nie będę miała. No to nie mam. Nie mam zdjęć obiecanych i nie chce mi się tłumaczyć dlaczego. Przyjmijmy, że dlatego, że moje macki nie sięgają na odległość 600 km. W nagrodę będzie to nius rozbudowany o tym, jak robi się remont przez internet.
Na początek obrazki z Chorzowa, z ulicy Wolności, z miejsca, gdzie stoi kamienica z mieszkaniem, jedne robione w sobotni poranek, drugie - po południu w niedzielę:
piękna secesyjna brama do kamienicy Dawna Piekarnia na ul. Wolności
klatka z piękną mozaiką odkrytą w piwnicy podczas remontu kamienicy
A to plan mieszkania z czasów wytycznych co do kolorów ścian:
Bawi mnie, gdy słyszę, że mieszkanie na wynajem powinno być jak najtańszym kosztem, by zysk był jak największy, tymczasem my robimy taaakie drogie! Cóż.. Może to i dobrze, że tak myślą. Skoro myślą tak inwestorzy, znaczy że pomyśli tak najemca!:) I choć wątpię, że jest droższe od tych sztampowych, które widzę w ogłoszeniach, to nawet jeśli jest o tysiąc złoty droższe, zysk jest niewspółmiernie większy od tego „naddatku”. Większy, bo mieszkanie wyróżnia się na tle innych i ludzie skłonni są nieco więcej dać za wynajem, i dlatego, że nie stoi puste dłużej niż 2 dni. No i jest większa szansa, że trafi do takich, którzy nie potraktują go tylko jako bezosobowej sypialni.
Wiem, że nie każdemu Bozia dała wyobraźnię i polot. I rozumiem, że nie każdy sam może sobie zrobić kafelkowe dekory, nie każdy ma smykałkę do widzenia potencjału w rzeczach marnych, nie każdemu chce się szukać rzeczy fajnych a tanich i że w ogóle nie każdemu się CHCE. Ale moim zdaniem ten, kto para się remontami dla zysku, powinien widzieć dalej niż do najbliższego supermarketu budowlanego. Wiem, wiem, są tacy, co widzą tylko dotąd, a cieszą się z kolejnego mieszkania na wynajem i uważają, że nic więcej im do szczęścia nie potrzeba. Ale myślę, że wszystko, w co nie wkłada się serca i duszy, jest mało warte, nawet gdy przynosi duży zysk! I nic na to nie poradzę, że mam taką filozofię życiową – jak na razie tylko na niej zyskuję i to nie tylko kasę. Życie ma lepszy smak i większy wtedy sens…
Zaczęło się już od kupna mieszkania. Z pół roku Borys dostawał oferty mieszkań z przetargów lub innych okazji w Katowicach. Dlaczego w Katowicach? To proste – mieszkania tam dużo tańsze niż w Warszawie, a rynek wynajmu kwitnący. Dużo firm się wyniosło na Śląsk, bo tam taniej a bliżej świata. Pamiętacie, jak pisałam, że jechałam kiedyś z bla bla z gościem z Ełku, który pracuje na Śląsku i jeździ tam co dwa tygodnie na dwa dni? No więc Borys dostawał oferty, a co jedna to lepsza. Na ogół w nieremontowanych nigdy kamienicach czy familokach, co akurat mnie się bardzo podoba i gdyby to była Warszawa czy Olecko, gdzie sięga jurysdykcja Roberta… ale nie 600 km! Niemal we wszystkich nie było łazienki, ani nawet rury kanalizacyjnej do kibla, więc trzeba by zakładać młynek do kup. Ogrzewanie piecami kaflowymi, co oznaczało robienie jakiegoś centralnego jak na Inżynierskiej, lub promienników, jak w mieszkaniu w Olecku, bo era palenia węglem w miejskich piecach się skończyła. Do tego okna, drzwi, podłogi, tynki, elektryka do wymiany. I tak z pół roku odrzucaliśmy oferty z optymistycznymi (czyt. nierealnymi) kosztorysami remontu, a jak się jakaś znalazła lepsza, to Borys przegrywał przetarg. I w końcu przyszła oferta zakupu paru klitkowatych mieszkanek w odrestaurowanej kamienicy w Chorzowie. Rozeszły się jak świeże bułeczki, podejrzewam, że wśród krewnych i znajomych królika, zanim Borys dostał wiadomość. Wśród tych mieszkanek (ok. 20m kw.) były 3 (takie same na 3 piętrach), które moim zdaniem miały sens, ale oczywiście zniknęły zanim się pojawiły. Sęk w tym, że nie mogłam ich sobie darować!:) Oglądając plany mieszkań i zdjęcia złapałam bakcyla.
Dawna piekarnia, zabytkowa kamienica w Chorzowie przy deptaku, czyli przy ul. Wolności, którą nie jeżdżą samochody, tak mnie zachwyciła, tak jak i sama idea odrestaurowania niezamieszkałej od wielu lat, obsrywanej przez gołębie kamienicy, czyli to co kocham najbardziej – ratowanie pięknych rzeczy przez rozpadem i zapomnieniem, że nie mogłam spać po nocach. Zaczęłam wydzwaniać do przedstawiciela dewelopera w nadziei, że może ktoś się rozmyśli i małe mieszkanko, na które stać Borysa, znowu będzie do kupienia. Niestety, tych najmniejszych, najtańszych nikt nie chciał się pozbyć, ale pojawiło się nieco większe (29 m) w bardzo atrakcyjnej cenie, dużo niższej, niż cena dewelopera, nieco wyższej niestety niż planował Borys. Ale że złapał tego samego bakcyla, łatwo go namówiłam powołując się na zasadę, że okazje łapie się kiedy są, a nie kiedy są pieniądze:) (już słyszę, zgrzytanie zębami Madzi;)). Mieszkanie w starej kamienicy ale nówka sztuka, z piękną klatką, dziedzińcem, z gotowym ogrzewaniem piecem gazowym (ku utrapieniu Madzi doświadczonej wynajmowaniem mieszkania z ogrzewaniem gazowym na Inżynierskiej; problem w tym, że ogrzewanie miejskie w domach na Śląsku to rzadkość), z łazienką z rurami odpowiedniej średnicy i wszystkimi podłączeniami, nowymi wielgachnymi oknami (2 m wysokości!) i w dodatku w świetnym miejscu (chociaż Chorzów a nie Katowice, to w miejscu prestiżowym z tramwajem pod domem, który wiezie prosto do centrum Katowic w 15 min.!). Stan deweloperski oczywiście oznacza zrobienie podłóg, stolarki drzwiowej (na szczęście to mieszkanie jednopokojowe, więc trzeba było kupić tylko jedne drzwi do łazienki – najtańsze zwykłe białe drzwi z marketu plus tuleje do dziurek wentylacyjnych, zamiast wymarzonych drzwi z bulajem, za które jednak zaśpiewano tyle, że w podskokach wróciliśmy do leroya;)) i wyposażenie łazienki i kuchni od początku do końca. Ale dokładnie to samo trzeba byłoby robić w każdym z tamtych mieszkań, za to pozostałe rzeczy gotowe.
Reszta w podpunktach:
powrót do: Nasze wnętrza
Komentarze
Sama chetnie bym w takim gniazdku zamieszkala.
Aniu, Twoje pierwsze zdanie: "...znowu się potwierdziło, że jak sama sobie czegoś nie załatwię, to nie będę miała." - to dla mnie zadne odkrycie Ameryki. JA to wiem juz od stu lat.
Co do podłóg ogrzewanych - poza faktem, że to niepotrzebny wydatek w mieszkaniach na wynajem, bo lokatorzy zawsze oszczędzają prąd, mamy takie ogrzewanie u siebie w łazience i w korytarzu w Zawadach, jest też w kiblu w Warszawie i jednym z mieszkań Borysa w łazience i prawie nigdy nie jest używane! Jak jest dobrze ogrzane mieszkanie, podłoga jest ciepła od kaloryferów i od słońca i magazynuje ciepło, za to w upał daje miły chłód stopom i psom:) więc osobiście nie jestem orędownikiem ogrzewania podłogowego na prąd zwłaszcza.
W Domku na razie przygotowania do urządzania wiaty i tarasu!
PS. dzięki!:)